sobota, 26 listopada 2016

Leśne akrobacje

Sobota, wracam do domu o godzinie 11 rano po próbnych maturach, które moja niezastąpiona dyrekcja zaplanowała w weekend na godzinę ósmą i jedyne o czym marzę to ciepłe łóżko... No i tylko marzę. Ledwo przebrałam się w wygodny dresik, bąble mnie obskoczyły i zaczęła się dyskusja czy pamiętam jak w lipcu tak marzyłam o zrobieniu w końcu jakichś fajnych zdjęć na drzewie. Tak, jasne, pamiętam, ale w końcu zrobiłam je Sonyeo, więc w czym problem? Usłyszałam, że zebrało im się na wspinaczkę, więc co mogłam zrobić... Fartem, mały lasek mam niedaleko domu, mimo, że zasadniczo mieszkam w dużym mieście, więc zebrałam się w sobie na tyle, by wychylić nos z domu. 




Hayul do wspinaczki był pierwszy i mimo zapału i zaciętej miny, może nie widać tego na zdjęciu, ale gałąź na której usiadł była jakoś 10 centymetrów nad ziemią. Nie przeszkadzało mu to w tym, by zawołać mnie z aparatem, mam wrażenie, że chciał po prostu pochwalić się nową kurtką, którą ostatnio w pocie czoła dla niego tworzyłam.






Kiedy byłam zaaferowana pierwszymi, powietrznymi krokami Hayula, nawet nie wiem kiedy Woori wdrapała się na jedną z najwyższych gałęzi. Nie pisnęła nic na ten temat tylko spokojnie sobie siedziała, a ja znalazłam ją dopiero , gdy wstając z kucków wpadłam w panikę, że nigdzie jej nie widzę dopóki nie podniosłam głowy i nie zastałam jej nad sobą, z zadowolonym uśmieszkiem na buzi. No i prezentującą nowy sweterek czy raczej wielki sweter, który kupiła ostatnio na grupie na Facebooku (podobno na Blythe... no nie wiem, jak ktoś sadza Blythe na obitsu 27 czy innym MtM to może, ale coś mi się nie wydaje) i widząc rozmiar, gdy przyszedł już prawie go sprzedawałam, a potem założyła go Woori i tak już zostało, bo prezentuje się przesłodko.




Widząc Sonyeo mającą wielkie problemy z wdrapaniem się choćby na najniższe gałęzie, Woori od razu przybiegła jej z pomocą. Nie mam dalej pojęcia jak ona w ogóle się porusza w tak wielkim ubraniu, ale jestem pod wrażeniem.






Po pierwszych chwilach zabawy zwyczajowo przyszedł czas na odpoczynek. Trochę zastanawia mnie to, że na najbardziej zmęczonego wyglądał Hayul i to on zarządał przerwy. Woori prośbę o zejście z drzewa i zapozowanie mi przyjęła niechętnie, a Sonyeo... Jak to Sonyeo, sama nie wiem kiedy zmaterializowała się przed obiektywem.






A Dana... Jak wspominałam, jest u nas na małych wakacjach i to nie tak, że nie wybrała się z nami na spacer - ona po prostu cały ten czas zabawy bąbli spędziła w takiej pozycji.






Pewnie wisiałaby tak dalej gdyby nie przyuważyła kątem oka, że Hayul porywa się na wyższą wspinaczkę, a pamiętając jego wcześniejsze próby nie było ciężko stwierdzić, że to niezbyt dobry pomysł. Ku jego niezadowoleniu postanowiła wspiąć się razem z nim żeby upewnić się, że nie spadnie z hukiem i sobie czegoś nie zrobi za co zamiast wdzięczności dostała tylko krótkie "przecież jestem już duży" (no ja nie wiem czy 14 lat to taki duży), ale ja się z nią zgadzam, w przeciwieństwie do Hayula i gdybym nie była o jakiś metr trzydzieści coś za duża, sama poszłabym z nim.






Sonyeo postanowiła podjąć się wspinaczki na własną rękę, co w przeciwieństwie do każdego innego sportu szło jej całkiem nieźle i szłoby jeszcze lepiej, gdyby nie przejmowała się ciągle żeby nie zahaczyć się nowym sweterkiem (też dorwanym na Facebookowej grupce i tym razem dobrym rozmiarowo) o gałąź.






Dana chyba zmęczyła się poprzednimi akrobacjami, bo znalazła sobie wygodne miejsce na szerokiej gałęzi, wreszcie głową w górę i podglądała z rozbawieniem wyczyny bąbli. No i prezentowała pończochy (zakolanówki?), które dla niej uszyłam i sweterek, który dla niej kupiłam - w końcu jestem dla niej drugą mamusią. Sukienka też w pierwszej chwili kupiona była dla bąbli, tak jak żółty sweterek, i podobno też "na Blyhe"... przynajmniej Dana skorzystała, a ja nie kupię więcej nic bez zdjęć na lalce.






W tym miejscu powinny znaleźć się przede wszystkim zdjęcia Mabel, solowe, bo po pozowaniu Zosi w końcu znalazła chwilę dla mnie, ale... Zgrałam je na komputer i niby wszystko tak samo jak z resztą zdjęć, ale pliki uszkodzone i nie do otworzenia. Jest mi niesamowicie przykro, ale jestem pewna, że uda mi się to w przyszłości nadrobić, a Mabel chyba nie jest specjalnie zła. Za to zdjęcia z Woori uchowały się, na całe szczęście! Bąble dogadują się ostatnio bardzo dobrze, choć ich spędzanie razem czasu zwykle polega na wspólnym milczeniu. Swoją drogą, równie dobrze dogadują się Dana i Hayul, wbrew pozorom.






No i w końcu wymęczone bąble zapozowały mi grupowo i dołączyła do nich nawet nasza mała drobinka z innej skali, Amelka. Nikogo już chyba nie dziwi też, że Sonyeo nie przejęła się w ogóle tym, że zasłania połowę Woori, a Woori tym, że prawie jej nie widać... W każdym razie, mamy nową pamiątkę, dopiero przy robieniu tego zdjęcia dotarło do mnie jaka mała armia nam się namnożyła w domu.




Gdy wracaliśmy do domu Hayul kategorycznie odmówił wracania do domu w torbie i oznajmił, że podczas wspinaczki (tej niesamowicie zaawansowanej) uszkodził sobie rękę i musi podróżować w wyjątkowych warunkach. Mimo odmarzniętych już palców, których czerwony kolor tu widać, ostatecznie zgodziłam się na taki układ i wykorzystałam go, standardowo, do zdjęcia, które jest na ten moment jednym z moich ulubionych.

No i na koniec powiem, że tworzy się pokój Hayula, jestem tak zakręcona, że nawet nie wiem czy już o tym nie wspominałam przypadkiem. Bąbel ma gdzie spać i gdzie siedzieć i ogólnie nie-kanapowe warunki (bo takie ma teraz Mabel), ale nie mam pojęcia, kiedy go pokażę, bo standardowo, wszystko musi być idealnie dopracowane.

poniedziałek, 21 listopada 2016

W komplecie

Dziś troszkę inaczej niż zwykle - nie robiłam bąblom zdjęć w ich "naturalnym wydaniu", rozbieganym i pełnym rozmaitych zajęć. Pogoda jest koszmarna, a ja w cudownej, maturalnej klasie ledwo mam kiedy usiąść na spokojnie, w weekend też czasu nie miałam, ale dziś po szkole znalazłam chwilę (choć zadania z matematyki na mnie czekają), złapałam aparat, wyciągnęłam wianki, które leżą i kurzą się od wakacji i zapowiedziałam bąblom sesję, taką "poważną" i pozowaną, a jako tło wykorzystałam... Co ładniejsze elementy wystroju mojego pokoju i mam wrażenie, że sprawdziły się świetnie. Nigdy nie robiłam im zdjęć tego typu, takiej stricte portretowej sesji i chyba nadszedł ten czas. Wyszło bardzo minimalistycznie, ale na moje oko całość chyba na tym zyskuje.






Sonyeo, tak samo, jak do mnie przybyła, pierwsza mi zapozowała. Entuzjazmu miała całą tonę, wdzięku tak samo, gorzej z cierpliwością - ciągle się kręciła i w rezultacie jako jedyna dostała tylko dwa zdjęcia. Wszystkie zwyczajnie, mimo moich błagań o chwilę w bezruchu, wychodziły nieostre. Chociaż z tych dwóch i tak jest bardzo zadowolona, przed chwilą spytała mnie nawet czy mogłabym jej je wydrukować.








Hayul pozował niewymuszenie i z naturalną łatwością, a na koniec potężnie ziewnął, ja naprawdę nie wiem jak on to robi, że wszystko mu tak przychodzi i chyba nigdy się nie dowiem. Chyba zapomniał o swojej wcześniejszej niechęci do "damskich łaszków", bo koszulkę w kwiatki i wianek założył z ogromnym entuzjazmem, a ja taktownie tego małego przejawu hipokryzji nie skomentowałam.








Woori podeszła do obiektywu, zwyczajowo już, nieśmiało i skromnie i chyba dzięki temu jej zdjęcia wyszły tak dobrze i naturalnie, mimo, że przerywane były pytaniami, czy może już iść i czy to koniec zdjęć, bo głupio jej tak siedzieć i nie wie jakie robić miny. Wydaje mi się, że chyba jednak wie, bo zdjęcia mówią same za siebie.






No i przechodzimy do tego, bo było celem tego posta - zdjęcia całej mojej trójeczki w komplecie. Wczoraj jeden z postów na Facebooku uświadomił mi, że Hayul jest z nami już od dłuższej chwili, a jakimś cudem wciąż nie mieliśmy takiego zdjęcia - do teraz. No i myślę, że oddają charaktery i urok bąbli dość trafnie, ale chyba nie mi to oceniać.


Z innych rzeczy - wciąż czekamy na wiga Hayula, a ja z każdym dniem coraz bardziej nie mogę się doczekać. No i Dana jest u nas na wakacjach! Gabrysia postanowiła zrobić jej mały prezent w postaci trzech tygodni w większym gronie i póki co wydaje się zadowolona, a z Hayulem bardzo się polubili mimo, że znają się dopiero parę dni. Zdjęcia z małych wakacji Dany pojawią się tu na pewno i podejrzewam, że będzie ich całkiem sporo.


Oprócz tego - we Wrocławiu szykuje się lalkowy meet 10 grudnia i jeśli ktoś jeszcze jest zainteresowany, a nie zgłosił się wcześniej, byłoby super gdyby odezwał się do mnie lub Aleks, a my dodamy do wydarzenia na Facebooku gdzie omawiamy szczegóły i które przypadkiem jest prywatne i nie da się tego odkręcić.

niedziela, 13 listopada 2016

Nowi-starzy lokatorzy

Zaaferowana przybyciem Hayula i innymi sprawami, ciągle odkładałam tę, ważną w gruncie rzeczy, notkę na później ganiąc się za każdym razem i obiecując wewnętrzną poprawę. No i poprawa jest, bo w końcu zebrałam się w sobie, włożyłam zachwyty nad Hayulem do kieszeni (ale tylko na chwilkę) i postanowiłam w końcu przedstawić dwie małe osóbki, które podejrzewam, że będą się tu pojawiać całkiem często.


Mieszkam z rodzicami i młodszą siostrą i o ile mama i tata do dziś wzdychają widząc mnie dłubiącą miniaturowy ciuszek czy majstrującą coś w domku bąbli, to siostrę też trafiło - dorobiła się lalkowych dzieci. Mimo, że sama często patrzę z mieszanymi uczuciami na dzieciaki, które biorą się za opiekę nad delikatnymi bąblami, bo często traktują je jak dziecinne lalki do zabawy i z dbania wychodzi niszczenie, to muszę przyznać, że Zosia, moja siostra, mimo, że podstawówkę kończy dopiero w tym roku, radzi sobie całkiem nieźle, a o jej bąble niepokoić się nie muszę.



Woori nie urosła ani też nie pomyliłam skali - pierwszy bąbel Zosi swoje miniaturowe życie prowadzi w skali 1/12 przez co moja gromadka ma problem z odwiedzinami, bo całą trójeczką dość ciężko im się tu zmieścić.






Ten maluch, pierwszy bąbel Zosi, to Amelka, Little Dal Lady Vixy na ciałku Picco Neemo S i z włoskami z Mimiwoo. Przyznam, że na początku ciężko było nam się z nią dogadać i w ogóle obchodzić, bo wydaje się niesamowicie delikatna, ale okazuje się, że ciałko mimo ograniczonej ruchomości sprawdza się cudnie i nie mamy się czego obawiać. Dalej pluję sobie w brodę, że Amelka mieszka u nas w domu już na długo przez Hayulem (bo od 7. października), a ja dopiero teraz znajduję czas, by nadrobić zaleglości, ale ważne, że w końcu się udało.

Po przybyciu Amelki myślałam, i Zosia też, że jej rodzinka powiększy się najwcześniej po świętach, ale jak zwykle wyszło inaczej i drugi bąbel Zosi już zdążył się tu zaaklimatyzować. Któregoś dnia weszłam na Facebooka w drodze do szkoły i okazało się, że Aleks znów robi rotacje w swojej rodzince... To nie mogło skończyć się inaczej.






Mabel nie jest tu kompletnie nowa, tak, jak Amelka, bo mam wrażenie, że każdy już kojarzy ją z bloga Aleks, wtedy jako Mei, a do nas trafiła 4. listopada. To Dal Lunatic Alice na obitsu 23, która Zosi dostała nowe imię, nowe, brązowe oczka ze źrenicami, a oprócz tego nieograniczony dostęp do garderoby moich dziewczynek i miejsce do spania u mojej gromadki dopóki Zosia nie wyjdzie na finansową prostą po tym niespodziewanym zakupie.




Mimo, że mieszkanie z Sonyeo, Woori i Hayulem z założenia ma być opcją tymczasową, coś czuję, że jak przyjdzie co do czego to zostanie tak dłużej, niż przewidywałyśmy. Mabel mieszkała już z Sonyeo i wie doskonale na co się szykować mieszkając z nią (na co Hayul przygotowany nie był), Woori też poznała już wcześniej i dogadują się conajmniej nieźle. Jedyną nowością jest dla niej obecność Hayula do którego podeszła na początku sceptycznie - przez niego nie jest już najwyższa w tym domu i w pierwszej chwili bała się, że straci autorytet. Lęk minął w momencie, gdy dotarło do niej, że w tym domu autorytety nie istnieją i po początkowym szoku, od tamtego momentu radzi sobie w nowym miejscu całkiem nieźle.






Sonyeo i Mabel nie dość, że wcześniej razem mieszkały, to jeszcze przybyły do nas w pasujących do siebie sukienkach i do dziś czasem zakładają je razem (co rozczula mnie do granic możliwości) i mimo skrajnie różnych charakterów, w kwestiach modowych dogadują się nadzwyczaj dobrze.






O ile rozmowa z Mabel podczas krótkiego spotkania nigdy nie była dla Woori problemem, okazuje się, że relacje społeczne w życiu codziennym są dla niej nie lada wyzwaniem i nie jest w stanie na dłuższą metę uniknąć niezręcznej ciszy... W końcu znalazła na to sposób wręczając Mabel stos książek do przeczytania mówiąc, że dzięki temu nigdy nie zabraknie im wspólnych tematów i już nigdy nie będzie niezręcznie. Czy ten sposób podziała... No cóż, to już oceni Mabel.




Hayul bardzo uniósł się faktem, że mieszka tu dłużej od Mabel (o całe 2 dni) i był pierwszy do oprowadzania jej po nowym domu i mimo, że w pierwszej chwili nie wydała się tym specjalnie zachwycona to wydaje mi się, że ostatecznie to doceniła, bo teraz często widuję ją w miejscach, które jej pokazał. No i najważniejsze, Hayul chodzi dumny z siebie i napuszony jak paw.






Przy okazji, Hayul dorobił się w końcu nowych oczek, bo jakkolwiek śliczne nie były jego stockowe, sam fakt, że to te stockowe chipy z kreskami dookoła źrenicy sprawiał, że byliśmy poważnie na nie. Pierwotnego pochodzenia tych oczek nie znam kompletnie, bo śledząc ich historię w głowie jestem conajmniej piątą osobą przez której łapki się przewinęły, ale przed Hayulem nosiła je Mery Patrycji, a teraz on i tak samo przeszywa spojrzeniem na wylot, a ja tylko się nad nim rozpływam.





Poza tym, udało nam się też założyć nowe ciałko! Bąbel siedzi teraz na chłopięcym obitsu 23 i już tak zostanie, bo w końcu ma ładne proporcje, stopy nie z gumy, nie skrzypi, normalnie się rusza, ma więcej niż jedną dłoniową opcję...  Już dotarło do nas parę niezbyt miłych komentarzy na temat "zaburzonych proporcji" o których nie wiem czy można mówić w przypadku lalki u której głowa i ciało są w dwóch różnych skalach, ale nam się podoba, już pal licho mnie - Hayulowi się podoba i jest zadowolony.






W takiej gromadce teraz mieszkają bąble (Amelka ma to szczęście, że ma własny domek), kisząc się w dwu- i półpokojowym mieszkanku i o ile kiedy mieszkały tu tylko Sonyeo i Woori już mówiłam, że nie mogę narzekać na nudę, to teraz wiem, że wtedy panował tu niesamowity spokój. A właśnie, dlaczego to pół? Pokój Hayula się tworzy i z racji tego, że jestem perfekcjonistką nie pokażę go zbyt prędko, mimo, że niewiele mu już do końca brakuje, ale już niedługo i bąbel będzie spał komfortowo, a nie na kanapie. No i dla Mabel też znajdzie się porządne miejsce, bo zupełnie niespodziewanie muszę w końcu myśleć pod 4, a nie 3 bąble.

niedziela, 6 listopada 2016

Leśny chłopiec

Obiecałam sesję w stocku no i jest. Ku niezadowoleniu Hayula, oznajmiłam mu, że zabieram go do jego stockowego środowiska naturalnego i o ile przeciwko zieleni nic nie ma, to docinki na temat oryginalnych ubranek denerwują go niesamowicie i szczerze mówiąc się nie dziwię, gdyby mi przyszło latać w takim wdzianku, reagowałabym tak samo. No ale po moich nie kończących się błaganiach, uległ i założył znowu falbaniastą koszulę za co jestem mu bezgranicznie wdzięczna.




Nie wiem czy to wrodzona kultura osobista, czy po prostu to, że jeszcze nie zrozumiał warunków w tym domu, gdzie każdy wchodzi każdemu na głowę i niczym się nie przejmuje, ale bąbel zaczął sesję od miłego, choć nieśmiałego przez strój przywitania, byłam pod dość dużym wrażeniem (pełnym mimowolnego rozbawienia).






Na początku nie wydawał się ani trochę chętny do pozowania i bardziej był zażenowany całą sytuacją (która mnie swoją drogą, odrobinę, przy całym współczuciu dla niego, bawiła) niż skłonny do czegokolwiek. Ciężko jednak żeby tak śliczny bąbel nie wyszedł na zdjęciach dobrze, więc mimo całej jego niechęci, na zdjęciach i tak wyszedł ślicznie. Pokazałam mu je od razu na ekraniku aparatu i chyba właśnie to samozadowolenie skłoniło go do otworzenia się choć trochę na obiektyw.






W końcu dotarło do niego moje stale powtarzane "rób to, na co masz ochotę i nie przejmuj się aparatem, to wszystko wyjdzie super" i obudziła się w nim dusza małego romantyka. Okazuje się, że charakterkiem nie różni się wiele od wrażenia, które sprawia w stocku... Tego mu oczywiście nie powiedziałam, bo bym oberwała, co i tak się stanie, jak to przeczyta. W każdym razie, Hayul z kwiatkiem to mój zdecydowany zdjęciowy faworyt i nie mogę się na niego napatrzeć.






Znalazł sobie punkt widokowy w swoim rozmiarze i westchnął nawet, że niestety nie miał okazji na spotkanie z bywającymi tam ptakami, bo chętnie by je poznał. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak się tam wdrapał, bo zajęłam się na moment ustawieniami w aparacie, a gdy skończyłam, już sobie tam wygodnie siedział, zejść za to pomogłam mu ja. A zszedł i tak bardzo niechętnie rozstając się z widokami i coś czuję, że latem będzie tam przesiadywał popołudniami. Nie chciał podzielić się ze mną tajemnicą wejścia, a ja dalej się głowię, jak to możliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę (tragiczne) możliwości ruchowe jego aktualnego ciałka.




To chyba jednak nie tyle kultura osobista, co urok osobisty kieruje zachowaniami Hayula, bo nawet przysiadając na chwilę na kamieniu z całych sił starał się zachwycić mnie i obiektyw strojąc minki, co przyznam, udało mu się.




I to moment, gdy na chwilę przerywam zachwyty nad Hayulem (bo jego wygląd mówi tu sam za siebie) i zaczynam litanię narzekań. Stockowe ciałko to jakiś nieśmieszny żart i oboje płaczemy nad nim codziennie, łudząc się, że obitsu zechce przyjść wcześniej. Widoczne na zdjęciu kolana to tylko kropla w morzu małych koszmarków jakie ma do zaoferowania to ciałko, z trzeszczącymi przeraźliwie stawami i gumowymi stopami na czele. Rada dla wszystkich i dla mnie samej na przyszłość: nie myślcie, że zamówienie obitsu tydzień po Isulu to dobry pomysł. Wyrwiecie sobie z głów wszystkie włosy w nerwach, a po nocach będzie wam się śnić trzask tych nóg.






Mimo tragicznego ciałka (i odkształconych od pudełka, sztywnych włosów, za które nawet nie wiem jak się zabrać), Hayul daje radę pozować na dość przyzwoitym poziomie. Może nie ustawia mi się do zdjęć w jakichś wybitnie skomplikowanych pozycjach, ale na tyle, na ile go poznałam przez te parę dni, wydaje mi się, że w jego przypadku to w prostocie tkwi siła. W końcu komiczne zabieganie o uwagę to domena dziewczynek (z Sonyeo na czele), a Hayul zna swoją wartość i wie, że nie musi o nic takiego zabiegać, bo i tak ją dostanie (Sonyeo i Woori też, ale im zrozumienie tego idzie bardzo ciężko).






Każdy ma swoje granice wytrzymałości i Hayul, który dzielnie pozował mi już dłuższą chwilę też w końcu je osiągnął. Uznał, że mimo ciepłego futerka, troszkę mu zimno w te pokraczne, stockowe kolanka i czas wrócić do domu, a ja patrząc na swoje skostniałe łapki, nie mogłam się nie zgodzić. Spytałam go, czy zgodzi się na kilka ostatnich zdjęć i mimo warunków, zrobił to z uśmiechem (i wymusił na mnie obietnicę ciepłej herbatki i kołderki po powrocie do domu).






Udało mi się jeszcze szybko uchwycić elementy stocku, którymi nie wiem czemu nie pozachwycałam się przy unboxingu, chyba emocje wzięły nade mną górę i miałam jakąś zaćmę. W każdym razie, detale na futerku są znów, standardowo już, prześliczne (futerko wciąż niesamowicie miękkie!), a medalik/zegarek po dłuższym zastanowieniu, z widocznymi śladami czasu, zyskuje tylko więcej uroku.




Niby tak mu się chciało do domu, a gdy już podnosiłam się z trawy, usłyszałam cichutką i nieśmiałą prośbę żebym chwilkę poczekała... Bąblowi zachciało się selfie. Nie wiem, czy do końca można nazwać to selfie, skoro aparat i tak trzymałam ja, bo nie mógł go utrzymać, a on tylko instruował mnie jak go ustawić i sam wykręcał główkę i stroił miny, ale wyszło całkiem nieźle. Nie wiem, kiedy on w tym pudle nabył takie umiejętności, o które dziewczyny na Instagramie walczą w pocie czoła długimi miesiącami, ale jestem pod wrażeniem. On chyba też, bo od razu po zrobieniu zdjęcia wstał, otrzepał kolanka i pewnym krokiem, z zadartym do góry noskiem poszedł w stronę domu.






Zdjęć Hayula po powrocie do domu nie mam, bo od razu po przejściu przez próg wyskoczył ze stocku i zadowolony siedział w samych spodenkach popijając herbatkę, a ja nie będę przecież pokazywać tu lalkowej nagości, bez przesady. Za to Woori z jego nagłego przypływu ekshibicjonizmu skorzystała od razu, przywłaszczając sobie nieszczęsny koronkowy łaszek i mimo, że jako sukienka jest dla niej sporo za krótki i świeci majtami, nie wydaje się specjalnie niezadowolona tłumacząc, że założyć spodenki to żaden problem, po prostu siedząc w domu jej się nie chce. Mogę się śmiać, ale muszę przyznać, wygląda w tym wdzianku dużo lepiej niż Hayul, który mimo, że pozował mi cudownie, na pewno sprawdziłby się dużo lepiej w "normalnych" i bardziej męskich ubraniach... Ale na takie przyjdzie czas, kiedy doczekamy się nowego ciałka, a póki co idę nastawiać czajnik, bo już nie tylko Hayul, a cała trójka, domaga się herbatki.