niedziela, 15 stycznia 2017

Śnieżne zabawy

Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że zima będzie dla mnie aż tak trudnym okresem zdjęciowym, zwłaszcza, że lalkowym jest, jak zawsze, bardzo łatwym i przyjemnym - bąble zajmują sporą część mojego dnia codziennie, ciągle coś dla nich majstruję i jest nam razem równie świetnie co latem. Ze zdjęciami jest gorzej - koniec semestru w maturalnej klasie i codzienne dojazdy sprawiają, że jakikolwiek czas dla siebie mam... Kiedy jest już całkowicie ciemno, i tu właśnie kończą się szanse na regularne zdjęcia, na które pomysłów i chęci mam milion. Ale w końcu udało mi się wygospodarować trochę czasu z tej części dnia, gdy choć mniej-więcej widać jakiekolwiek słońce, kazałam bąblom ubrać się cieplutko i wyskoczyliśmy pobawić się na dworze.








Maluchy zabrały sanki (za które dziękuję tu mojej mamie, Gabrysi i jej mamie!), ciepłe sweterki, które dostały na święta, zimowe butki i mnóstwo energii do dobrej zabawy i ochoczo wybiegły ze mną z domku i wtedy dotarło do mnie, że... Po raz pierwszy widzą śnieg. Sonyeo, która przybyła do mnie pierwsza, jest ze mną od czerwca i nawet ona nie miała jeszcze okazji na zabawy w śniegu, a co dopiero Hayul, którem leci u mnie dopiero trzeci miesiąc, albo Woori, która zamieszkała u mnie w samym środku lata. Co chwilę zadawali mi pytania co to śnieg, skąd się bierze, do czego służy, a uśmiechy nie chciały zejść z ich buziek. No, przynamniej Hayul i Sonyeo pytali, bo Woori stwierdziła tylko, że wie już wszystko o śniegu z... encyklopedii.






Hayul jak zwykle pozował mi jak prawdziwy model i udało mu się nawet na chwilę zmyć uśmiech z twarzy żeby wyjść na zamyślonego.






Woori nawet nie siliła się na pozory powagi i od razu zaczęła produkcję amunicji śnieżek, a uchwycenie jej buźki przy tej robocie, gdy nie była pochylona, okazało się prawdziwym wyzwaniem - jak widać, udało się, ale łatwo nie było.






Sonyeo poczuła się w swoim żywiole i zaczęła rozprawiać, że czuje się jak Królowa Śniegu ze swojej ulubionej bajki. No i przyznam, że mi z Sonyeo na śniegu pracowało się chyba najlepiej w historii - w końcu tło zdjęć było jaśniejsze od niej i jej buzia nie odbijała światła (wbrew pozorom, bo wiem, że słabo to widać - Sonyeo w rzeczywistości jest praktycznie całkiem bialutka).






Bąble nie wytrzymały długo sztywnego pozowania, porwały sanki i pobiegły na pierwsze napotkane wzniesienie. Może nie było ono zbyt duże, ale jak na moje oko, akurat odpowiednie na pierwsze spotkanie ze śniegiem - na większe popisy mamy jeszcze dużo czasu.




Woori, jako najmniej niesprawna fizycznie z całej trójki podjęła się samodzielnej jazdy i opanowała ją dość szybko. Była z siebie tak dumna, że wyjątkowo chętnie mi pozowała - a to się często nie zdarza.





Sonyeo i Hayul, trochę przerażeni próbowaniem swoich sił w jakichkolwiek fizycznych aktywnościach, połączyli siły i zjeżdżali razem. Sonyeo się wycwaniła i strerowanie "pojazdem" zrzuciła na barki biednego Hayula, a on przecież nie mógł niemęsko się poddać i ostatecznie też jakoś sobie radzili, mam nawet wrażenie, że gdy zaproponuję następne wyjście na sanki to nie będą protestować.
















Bąble postanowiły chyba poznać wszystkie zimowe zabawy jednego dnia, bo gdy tylko mimochodem wspomniałam im, że w dzieciństwie zawsze chętnie robiłam aniołki, dosłownie rzucili się na ziemię przebierając rączkami i nóżkami, a potem przez dłuższą chwilę podziwiali efekty swojej pracy. Oczywiście, ich zdaniem, mogłaby być lepsza, gdybym tylko nie stała nad nimi narzekając, że nie mogą tyle leżeć, bo się przeziębią - bardzo przepraszam, że dbam o ich zdrowie.






Woori po raz kolejny wykazała się swoją encyklopedyczną wiedzą oznajmiając, że będzie lepić bałwana - czyli robić coś, o czym Sonyeo i Hayul usłyszeli chyba po raz pierwszy. Samodzielnie, na kolankach, nie przejmując się tym, że była w samych rajstopkach (za to ja przejęłam się chyba za bardzo, jęcząc, że musi dbać o zdrowie), ulepiła wielką śniegową kulę.






Hayul szybko podłapał o co jej chodzi i ochoczo zabrał się za kontynuowanie jej dzieła. Zaskoczył nawet nas wszystkie, wcielając się w rolę starszego, opiekuńczego brata (zwykle zachowuje się jak rozkapryszony, młodszy braciszek Dany, Pullip Merl Gabrysi) i mówiąc Woori, że on się tym zajmie, bo jest silniejszy (oho) i cieplej ubrany.






Ostatecznie to i tak Sonyeo nadała bałwankowi ostateczny wygląd i zadbała o jego buźkę wykazując się estetycznym wyczuciem - do teraz nie znam powodu dla którego jedno oczko miał większe, ale wolałam nie pytać, bo wydał się fajnym gościem, więc po co go peszyć.






Na koniec - niemiłosiernie narzekając na temperaturę - bąble zapozowały mi jeszcze do zdjęcia grupowego razem z Panem Bałwankiem. Gdy zorientowali się, że nie może z nami zamieszkać było im niesamowicie przykro, ale udało mi się ich przekonać, że Pan Bałwanek sobie poradzi - roztopi się, wyparuje i pójdzie do bałwankowego nieba. Nie mam pojęcia na ile ich to uspokoiło, ale teraz, gdy piją ze mną ciepłą herbatkę i się grzeją, wyglądają na całkiem zadowolonych i szepczą cicho między sobą, kiedy by to znów wybrać się na sanki.




A na sam koniec... No właśnie. Tak, to nowy bąbel, który niedługo się pojawi. Pieniądze praktycznie spadły mi z nieba, z adnotacją "masz cudowną pasję, rozwijaj ją", a ja wciąż umieram z wdzięczności, i takim właśnie sposobem z trojaczków za chwilę zrobią się... Czworaczki. Nie mogę się doczekać i wciąż umieram z emocji, a zdradzić mogę tylko jedną wskazówkę - zdjęcia na śniegu w stocku wyjdą przepięknie. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA, tak najkrócej chyba wyrażę co czuję sprawdzając tracking kilka razy dziennie.

3 komentarze:

  1. Urocze zdjęcia <3
    Ciekawa jestem kto do Ciebie leci^^.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło znowu widzieć Twoje maluchy :D
    Co do zdjęć to chyba nie ma tu nic nowego do powiedzenia- jak zwykle wyszły ekstra ^_^
    Ah, umrę z ciekawości; czekam niecierpliwie razem z Tobą ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne zdjęcia, aż miło popatrzeć. Saneczki wymiatają! No i bałwanek, ten to dopiero jest przeuroczy :D

    OdpowiedzUsuń