wtorek, 21 lutego 2017

Jidan

Wbrew pozorom - nie umarłam ani nie porzuciłam bloga, po raz milionowy za to powtórzę, że zima daje mi w kość i mimo tony czasu, który bąblom poświęcam, czas zdjęciowy to baaardzo malutka jego część. Poza tym przeżyłam małe załamanie nerwowe czekając 1,5 miesiąca na paczkę, z czego miesiąc obserwując tracking, który utknął w Turcji i ani myślał się ruszyć. Ale się doczekałam i po tym długim, męczącym okresie, 20 lutego 2017 (czyli jako zodiakalne Ryby) przybył do mnie Jidan!






W tym miejscu z całego serca przepraszam za zdjęcia z unboxingu - są tragiczne, była późna godzina bez światła, a mi trzęsły się ręce z emocji i mało brakowało żebym się jeszcze popłakała. Ale dziś dorobiłam Jidanowi więcej zdjęć, dużo lepszych i one są dalej, po tym nieszczęsnym unboxingu, którego, jakkolwiek kiepski, nie mogłam tu nie zawrzeć.






Na pierwszym zdjęciu są 2 pudełka - nie, nie dorobiłam się bliźniaków, po prostu razem z moim Jidanem, kolejny bąbel dotarł do mojej siostry, ale myślę, że pochwalenie się nim leży już w jej interesie, więc nie będę psuć tej aury tajemniczości i skupię się na Jidanie, który, jak widać, jest kolejnym Isulkiem w mojej bąblowej rodzince.




Zapudełkowany, niewyraźny Jidan to... Isul Milk Tea, wymarzony, wyczekany i o mój Boże, w rzeczywistości jeszcze piękniejszy niż na zdjęciach. Ciągle go tykam w buźkę i nie wierzę, że naprawdę tu jest. 




Przy unboxingu Hayula mówiłam o damskich falbankach - cofam. Jidan przeszedł samego siebie, zawinięty w falbaniasty gorsecik i wciąż jakimś cudem wyglądając dobrze.




Z emocji zapomniałam o zdjęciach takich pierdółek jak urocze karteczki wyjaśniające funkcjonowanie stojaka i eyemechu i biję się w pierś, ale jak kogoś ten uroczy dodatek interesuje, to identyczne pokazywałam w unboxingu Hayula. Zdjęć karty za to nie mogłam sobie odpuścić, bo jakkolwiek niezrozumiała dla mnie jest, tak estetycznie trafiła w mój gust w stu procentach.




Czwarty stojak w mojej skromnej kolekcji i póki co podoba mi się najmniej - nie gustuję zbytnio w takich kolorkach, ale i tak jest śliczny, no i pasuje do Jidana. Przynajmniej w jego stockowej wersji, bo już dziś zaczynamy jego metamorfozę, a kto widział Sonyeo, Woori i Hayula ten wie, że ze stockowymi wersjami siebie niewiele mają współnego. Z Jidanem inaczej nie będzie.




No i pierwsze, beznadziejne zdjęcie odpudełkowanego Jidana, które dodaję nie dlatego, że jest ładne (bo nie jest, widać mój zabałaganiony pokój, robione jest na progu na balkon, a sam Jidan wygląda conajmniej niewyraźnie), a bardziej jako pamiątkę dla samej siebie. Pierwsze zdjęcie Jidana na pozapudełkowej wolności i ostatnie zanim zaczęłam go przytulać i zasypywać znajomych jego zdjęciami robionymi na szybko telefonem. "Aaaaaa on tu jest" byłoby jego tytułem, gdybym tytułowała swoje zdjęcia.

I tu koniec wczorajszych emocji i zaczynają się dzisiejsze - równie intensywne, ale na pewno bardziej przemyślane, ładne i estetyczne. I przy lepszym świetle (dzięki Bogu!).






Stockowa sesja Jidana to jedna z moich najbardziej spontanicznych, zdjęciowych przygód - najpierw marzyłam o zdjęciach na śniegu, ale zanim ruszył się z Turcji, zima dawno sobie poszła, później wymyśliłam sesję na dworze, w leśnej stylistyce mori, bo w końcu w niej utrzymany jest jego stock, ale rozpadało się tak, że na myśl o wyjściu do sklepu coś się we mnie przewraca. Ostatecznie, ku niezadowoleniu mamy, wciągnęłam dywan na kanapę i wyszło dużo lepiej niż planowałam i nie wiem, czy poprawiłam się zdjęciowo czy po prostu Jidan wygląda niesamowicie "wow".





Jakkolwiek w jego stocku wizualnie jestem zakochana, bo wygląda tak delikatnie i ślicznie, że ojeju, to buty kompletnie do mnie nie przemawiają. Znaczy, są ładne i wykonane bardzo fajnie, ale ja bym takich nie założyła, a bąble ubieram w moim stylu, więc widok Jidana w nich zwyczajnie mnie drażni. Za to reszta stocku, ojeju, ilość detali zwaliła mnie z nóg i mam wrażenie, że wciąż nie wychwyciłam wszystkiego.






Licząc elementy stocku po zdjęciu go z niego naliczyłam... 9 części. Na zdjęciach promocyjnych, zanim dorwałam Jidana w łapki naliczyłam może 6 i tu duży podziw dla Groove, że upchali tyle pierdółek wciąż robiąc z nich spójną całość, która dobrze współgra i nie wygląda przesadnie.






Za to jego buźka... Ojeju, dalej się nie nazachwycałam. Milk Tea wydaje się modelem z dość mocnym i ciemnym makijażem, a w rzeczywistości wygląda delikatnie i uroczo, mimo ciemnych brwi i ciemnego cienia na oczach. I ojeju, te brwi - zwracam na nie ogromną uwagę, a Jidan podbił nimi (i nie tylko nimi) moje serce. Oprócz tego, oczka tego modelu wydają się niesamowicie ogromne nadając mu wygląd bezbronnego pieska. Poważnie, jestem zauroczona.






Torebeczka (razem z czapeczką) to chyba mój ulubiony element stocku, jest cudownym uzupełnieniem dla tych wszystkich koronek i falbanek i bieli i beżu i wstążeczek i kwiatków, a jej kolory i wykonanie... Cudo, poważnie. Sama bym chętnie coś wykombinowała żeby nosić ją jako bransoletkę, ale boję się, że coś zepsuję.






A kiedy z Jidanem myśleliśmy, że spontaniczność tej sesji sięgnęła zenitu pojawiła się ona... Krówka, moja kotka, która nie dość, że położyła się spokojnie jak nigdy to jeszcze z chęcią przyjęła na swój grzbiet małego kolegę i idealnie wpasowała się kolorystycznie. Nad zdjęciami Jidana z Krówką, mimo, że zrobiłam je z godzinę temu, już rozpływają się wszyscy domownicy, z mamą na czele.






W zachwycie nad buźką Jidana i chęcią do współpracy Krówki zapomniałam o jednej z najlepszych rzeczy w całym tym arrivalu - stockowy wig Jidana to cudo, jest tak miękki, że nie mogę tego przeżyć, a w porównaniu z nim, stockowy wig Hayula, który też nie jest zły, wypada jak ogromna porażka. Aż szkoda mi go zmieniać mimo, że nowa fryzurka, która dopiero do nas idzie jest chyba jeszcze lepsza, choć nie wiem, czy to możliwe. 






No i Jidan z Krówką się żegnają, bo w całej tej radości pozapudełkowego życia i nowego domownika czeka nas dużo pracy, a Jidan pozbędzie się dziś zarówno stocku, jak i oczu i ciałka (które w ciągu niecałych 24 godzin już doprowadziło mnie do szewskiej pasji, ale nie będę się nad tym rozwodzić, bo mi jeszcze żyłka pęknie). Idę zachwycać się nim dalej i coś czuję, że następnym razem wpadnę tu po krótszej przerwie niż teraz - w końcu ta nieszczęsna zima już się kończy, a u nas zaczyna się etap wielkiej rodziny (gdzie moje 500+?).