poniedziałek, 19 września 2016

Domowa wycieczka, część 1.

Domkowy post miał pojawić się dopiero za tydzień, ale okoliczności chciały inaczej - dziś miał pojawić się post z meetu, który odbył się w tę sobotę, ale nie udało mi się, trochę z powodu okoliczności, trochę z wyboru, zrobić żadnych zdjęć. "Przelotne opady" okazały się całodniową ulewą przez co spotkanie odbyło się w centrum handlowym, a ja z szacunku do ludzi siedzących dookoła, którzy z pewnością nie życzyli sobie wykorzystania ich jako tło zdjęciowe, nie ośmieliłam się nawet wyciągnąć aparatu. Poza tym, w kilka osób, bodajże 12 bąbli i wiele różnych lalkowych transporterów kisiliśmy się przy trzech malutkich, złączonych stolikach. Zdjęcia na tle jedzenia, przypadkowych przedmiotów i lalek leżących w nieskoordynowanych pozycjach, czyli ogólnego syfu, nie zgadzają się trochę z moim poczuciem estetyki i zamiast celować w zdjęcia-półśrodki, z których nie byłabym zadowolona, odpuściłam je kompletnie, licząc, że niedługo nadarzy się okazja na kolejne spotkanie, tym razem w lepszych warunkach. Nie oznacza to, że nam się nie podobało, wręcz przeciwnie, lalkowe spotkania i liczne, miniaturowe towarzystwo to dla nas zawsze sama przyjemność! Po prostu chyba wolimy komfortowe łono natury od zgiełku średnio nadających się do większych spotkań miejsc.

W każdym razie, właśnie z tego powodu, domek zdecydowałyśmy się pokazać wcześniej, niż planowałyśmy pierwotnie, bo tak czy inaczej to póki co jego wersja ostateczna i w ciągu tego tygodnia niewiele by się zmieniło, więc razem z Sonyeo i Woori zapraszamy do ich własnego, małego kącika, a raczej jego części. Na pierwszy ogień idzie parter, czyli salon, piętro zdecydowałyśmy się pokazać osobno następnym razem.




Dziewczynki zwykle chodzą po domu w piżamkach czy innych ubrankach tego typu, ale tym razem uparły się, żeby się wystroić - tak samo ubrane były na sobotnim spotkaniu i bardzo chciały się pokazać. Do teraz nie mogą mi wybaczyć, że nie zrobiłam im ani jednego zdjęcia... Wpadły więc na pomysł, że swój salon pokażą w wyjściowych ubrankach (zwyczajowo szytych przeze mnie), udało mi się je jedynie namówić, żeby nie biegały w butach, z resztą dałam sobie spokój, bo i tak bym z nimi nie wygrała.




Jak widać salon jest raczej niewielki, ale to nie oznacza, że wycieczka będzie nudna. Podczas tworzenia go w te wakacje razem z dziewczynkami zadbałyśmy o każdy szczegół tej malutkiej przestrzeni.






Sonyeo od razu przyjęła rolę przewodnika i zdecydowała się prowadzić, zaczynając od lewej strony pokoju, która chyba ze względu na kanapę jest jedną z części domku, w której bąble spędzają najwięcej czasu.






Na kanapie, którą w całości zrobiłyśmy same (z pomocą Gabrysi, która uczestniczyła w tworzeniu wszystkich mebelków własnej roboty), zamieszkał Pan Królik, który towarzyszy Woori już od czasu spędzonego w poprzednim domku, a bąbel często spędza z nim tam czas. Na półeczce, też własnej roboty, stoją misie, których obecność nie jest kwestią przypadku... Czy ktoś kojarzy "Między Nami Misiami" produkcji Cartoon Network? Stolik, który słabo tu widać, a na którym Woori trzyma nóżki jedynie pomalowałyśmy - to element starej szkatułki znalezionej gdzieś w odmętach mojego, już pełnowymiarowego pokoju, komodę dorwałyśmy w Empiku, a lampkę, która służy dziewczynkom wieczorami, w Tigerze.




Jesteśmy w trakcie zapełniania półek książeczkami, kolekcja jest póki co dość skromna, ale dziewczynki (a właściwie głównie Woori, Sonyeo była innego zdania) uznały, że większą frajdą będzie dla nich stopniowe kompletowanie małej biblioteczki. Na drugiej ścianie wisi plakat naszego ulubionego zespołu, WINNER, a bąble do dziś mi wypominają, że ja mam takich prawie dziesięć, a one tylko jeden.






Maluszki nie zdążyły jeszcze przeczytać wszystkich książeczek z półki, bo dostały je stosunkowo niedawno, ale już udało im się wytypować ulubione i muszę przyznać, że jestem bardzo dumna z ich gustu, no i oczywiście zapału czytelniczego.




Tak prezentuje się lewa strona salonu w całości, zadbałyśmy nawet o telefon (na szafce), by być w stałym kontakcie z dziewczynkami, kiedy jetem poza domem. Dzwonią do mnie nawet wtedy, gdy siedzę na lekcjach w szkole i uważają, że to bardzo zabawne, naprawdę, nie mam pojęcia skąd wzięło im się takie poczucie humoru.






W normalnych warunkach, gdy nie starają się wypaść dobrze przed obiektywem, zastanie ich w takiej pozycji to rzadkość - kanapę okupują pojedynczo, zajmując całą przestrzeń i na każdą prośbę o przesunięcie się wykrzykując coś o zakazie wstępu.






Na prawo zaczyna się kolejne miejsce do przesiadywania, jedzenia i miliona różnych innych rzeczy. Krzesełka udało mi się dorwać w Tigerze jeszcze zanim domek w ogóle zaczął powstawać, a bąble polubiły je tak, że początkowo ustawiały je na moim parapecie i rozsiadały się wygodnie. Z kolei stół zrobiłyśmy same (czy raczej ja zrobiłam, bo niestety, w przypadku tej akurat części umeblowania, dziewczynki nie były chętne do pomocy), a skrzynia to kolejny znaleziony w moim domu i pomalowany mebel, kwiatki do wazonu zebrałyśmy za to same na jednym ze spacerów.






Funkcja ozdobna skrzyni ma znaczenie marginalne przy tym, do czego służy... To wielki składzik bucików, których ilość coraz bardziej wymyka nam się spod kontroli, bo na zdjęciu w środku jest ich dziewięć par, a my jeszcze czekamy na paczuszkę od Mimiwoo... Powtarzam ciągle sobie i dziewczynkom, że jakaś liczba butków jest liczbą ostateczną i i tak potem kończy się jak zawsze, a one nagle są zdziwione, dlaczego ja nie mam pieniędzy. Bucikowy problem przybiera monsturalnych rozmiarów i naprawdę powinnyśmy przystopować.






Tak prezentuje się całościowo prawy róg salonu, regał  kupiłyśmy w Empiku, pomalowałyśmy i zaczęłyśmy zapełniać rozmaitymi rzeczami, od kredek i globusa poprzez wszelkie gry towarzyskie, aż po pamiętniki i liczne figurki zwierzątek.




Kosz piknikowy, zrobiony przez nas na wcześniejszy piknik, o którym już tu pisałam, robi nam za pudło na wszelkie szpargały takie jak nieszczęsna deskorolka, do której Sonyeo zwykle woli się nie zbliżać (usiadła obok tylko na potrzeby zdjęcia) czy podróżna torba z kucykiem, którą zabieramy na wszelkie wyjazdy.




No i na tym bonusowym zdjęciu wydało się gdzie znajduje się domek dziewczynek - przejęły dwie półki z mojego regału i ani myślą się przenieść. Między nimi poruszają się po drabince, którą też razem stworzyłyśmy i zwykle faktycznie służy ona do przemieszczania się, a nie do wymyślnych akrobacji, chociaż jak widać i to się zdarza... Drabinka prowadzi na drugie piętro, które pokażemy następnym razem (dziewczynki wspomniały mi, że nie mogą teraz nikogo tam zaprosić, bo nie posprzątały), i mamy nadzieję, że oba pięterka skradną serduszka nie tylko mi i bąblom.

12 komentarzy:

  1. Boże, jakie to cudowne ❤
    Zazdroszczę oryginalnego hobby, talentu, no i ślicznych bąbli.
    Lecę oglądać inne posty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej znowu ;) przejrzałam sporo i zakochałam się. Mogłabyś mi podpowiedzieć, jak zaczęła się Twoja przygoda? Gdzie znalazłaś swoją pierwszą lalkę, jak nauczyłaś się szyć ubranka i tak dalej? :) czekam na odpowiedzi, jestem mega zainteresowana tematem i chciałabym jakoś to zacząć.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję! Lalki odkryłam za dzieciaka (takiego totalnego, lat z 12, bo w sumie dzieciakiem dalej trochę jestem)w internecie, ale skończyło się na oglądaniu zdjęć, odsunęłam od siebie zainteresowanie przerażona cenami przy mojej tygodniówce o wysokości 10 zł, choć często wracałam do oglądania, traf chciał, że Sonyeo trafiła do mojej dobrej koleżanki zajmującej się lalkami i gdy tylko ją zobaczyłam to się zakochałam, na moje szczęście, ta koleżanka nie, bo po miesiącu wystawiła ją na sprzedaż :) zorientowałam się wtedy, że już nie mam aż tak ograniczonego budżetu i mogę sobie na nią pozwolić, tak trafiła do mnie Sonyeo i potem samo poszło... Ubranka nauczyłam się szyć metodą prób i błędów, jedyne co, to przy rajstopkach i majtkach korzystałam za pierwszym razem z internetu, mebelki te, które robiłam sama to też własna inwencja twórcza niepodparta niczym, tak samo modelinowe jedzonko itd. Jakbyś chciała coś jeszcze wiedzeć, możesz odezwać się do mnie prywatnie, nie wiem, jaka forma ci odpowiada, ale parę opcji kontaktu mam w zakładce "o mnie" :)

      Usuń
    3. Dotarłam wczoraj do pierwszych postów i właśnie czytałam o tym, jak poznałaś się z Sonyeo ;) na pewno się odezwę! I dzięki za odpowiedź ;)
      A, wciąż czekam na obejrzenie drugiej części domku dziewczynek :)

      Usuń
  2. CU-DO!
    Zdolne masz łapki.
    Piękne masz lalki.
    A ja mam tylko 2 pary bucików, smutno mi [*]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! 2 za mało, ale dziesięć chyba aż za dużo... Ciężko się opanować, mają ich chyba więcej niż ja

      Usuń
    2. Nah, ja to noszę cały czas martensy ;)
      Ale marzę o bardziej eleganckich butach dla Norci.
      I o wigu.
      I o czipach.
      I o milionie innych rzeczy.
      Cóż ;)

      Usuń
    3. My mamy aktualnie trochę większy cel, mierzy około 30 cm, więcej póki co nie zdradzę, bo zapeszę :)

      Usuń
    4. Nah, a może jednak 27cm?

      Usuń
    5. Tym razem chyba odrobinkę więcej

      Usuń
  3. Lalunie prześliczne! Jestem zachwycona salonikiem! Wygląda bardzo autentycznie! Laluszka zapewne szczęśliwa z takiego domku :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Dziewczynki wydają się zachwycone :)

      Usuń