niedziela, 2 października 2016

Kasztanobranie

Teraz, a nawet parę dni temu, powinien się był pojawić wpis poświęcony drugiemu piętru domku dziewczynek, ale z przyczyn od nas niezależnych, powstrzymując się od wulgaryzmów określanych jedynie mianem "Poczty Polskiej", niestety, bąble odmówiły mi tam wstępu z aparatem. Powiedziały, że nie będą pokazywać niewykończonego domku i mam nie próbować żadnych sztuczek - rozumiem je, więc się nie kłóciłam.




Korzystając z jesiennego klimatu i wizyty Dany (Pullip Merl) i Gabrysi postanowiłyśmy wybrać się na mały spacer. Nie ruszałyśmy się zbyt daleko, bo zaledwie parę kroków od domu, ale podobno najciemniej zawsze pod latarnią, więc próbuję złamać tę zasadę i korzystać z uroków otoczenia, a bąble podchodzą do tego bardzo entuzjastycznie (na tym etapie zadowolone byłyby chyba nawet z sesji na krawężniku czy przy płocie, bylebym tylko nie oczekiwała od nich pokazania niewykończonego domku).




Wszystkie trzy dziewczynki założyły standardowo kolejne z naszej kolekcji butków z Mimiwoo. Sonyeo prezentowała po raz kolejny swoje ulubione jeansy i koszulkę uszyte przeze mnie i Gabrysię, oraz kurteczkę, którą zrobiłam dla niej niedawno. Dana miała na sobie rajstopki naszej wspólnej produkcji, sukienkę autorstwa Gabrysi i skórzaną kurtkę od Wampirencji, a Woori założyła rajstopki, które dostałyśmy od Patrycji, spódniczkę i koszulkę standardowo spod igły mojej i Gabrysi i kurteczkę, którą szyłam jej ostatnio specjalnie z myślą o jesiennych spacerach.




(Sonyeo dostała ostatnio dodatkową parę rzęsek, którą pierwszy pokazuje właśnie na tych zdjęciach!)




Spokojne pozowanie nie potrwało zbyt długo, bo bąble rozbiegły się w każdą stronę skupiając na widzianych po raz pierwszy urokach tej pory roku. Sonyeo od razu pochwyciła pierwszą napotkaną rzecz i przez dłuższą chwilę zastanawiała się, czym może ona być. Doszła do wniosku, że nigdy jeszcze nie widziała ślimaka w takiej skorupce i chciałaby takiego spotkać. Kiedy mnie o to spytała, średnio wiedziałam co odpowiedzieć...




Woori znalazła gdzieś w trawie patyk i z pełnym przekonaniem oznajmiła Sonyeo, że "skorupa ślimaka" to w rzeczywistości pancerz sklątki tylnowybuchowej, o której czytały w "Harry'm Potterze" i nie powinna dotykać jej rękami, bo to niebezpieczne. Sama niezrażona postanowiła sprawdzić tylnowybuchowość pancerza patykiem, ale nie wynikły z tego żadne niespodzianki.




Pancerz sklątki nie okazał się nim być, nie był także skorupą żadnego dziwnego ślimaka, a ubrankiem kasztana schowanego w środku, co odkryła Woori po chwili poszukiwań i nie wyglądała na zaskoczoną - raczej na zawiedzioną, że Sonyeo nie tkwiła więcej w przekonaniu o tylnowybuchowości znaleziska.

(Woori też się poszczęściło z rzęskami, bo również nosi je teraz podwójne, do tego poddała się wyjątkowo ochoczo bolesnemu zabiegowi przekłuwania uszu i nie patrzy już z zazdrością na policzki Sonyeo, a szczyci się subtelnością swojej biżuterii w porównaniu z tą drugiego bąbla.)






Nie znając właściwego przeznaczenia kasztanów, po chwili namysłu, Woori uznała, że będą robić za doskonałe cegiełki w murze fortu i od razu zabrała się do pracy. Kształt cegiełek może nie był zbyt wdzięczny, ale nie zniechęcało jej to ani trochę.




W tym czasie, Sonyeo zaniepokojona tym kształtem postanowiła sprawdzić, czy na pewno brązowe znaleziska nie są piłkami do piłki nożnej. Nauczona doświadczeniem, w takim wypadku wolała uniknąć z nimi kontaktu, ale test profesjonalnego kopniaka dowiódł, że kasztany nie mają tendencji do toczenia się w niekontrolowany sposób, a Sonyeo odetchnęła z ulgą.




Dana nie wydawała się zbytnio zainteresowana kasztanami, usiada w otoczeniu kolorowych liści i zaczęła zachwycać się jesienną atmosferą. Zdawała się pochłonięta nimi do tego stopnia, że chyba usłyszałam z jej strony nawet wzmiankę o pisaniu wierszy inspirowanych liśćmi... Chyba nam rośnie mały Mickiewicz, tylko tematykę ma mniej ambitną.






Testowanie kopniakiem chyba nie zadowoliło Sonyeo, bo postanowiła zbadać dokładniej podobieństwo kasztana do piłki. Po uważnych oględzinach z każdej strony i porównaniu z nieprzyjemnymi wspomnieniami piłki doszła chyba do wniosku, że kasztan nie jest na tyle gumowy, miękki i okrągły, by podejrzewać go o takie rzeczy. Gdy ostatecznie do niej to dotarło, od razu się rozpromieniła i przestała bać własnego cienia.






Po rozwianiu wszelkich kasztanowych lęków i wątpliwości, Sonyeo zdecydowała się pomóc Woori w budowie fortu. Szybko pogrążyły się w marzeniach o własnym, kasztanowym domku letnim, czy raczej jesiennym na trawie i zaczęły obmyślać konstrukcję kominka i kolory dywanów, aż w końcu okazało się, że kasztany nie bardzo chcą trzymać się jeden na drugim...






Nie wiem czy to wiatr czy bardziej nie do końca zrozumiała miłość do "Mojego sąsiada Totoro" skłoniła Danę do wykorzystania swojej poetyckiej inspiracji jako parasolki, ale efekt wyszedł całkiem uroczy, zwłaszcza w tej groźnej kurtce dziewczyny motocyklisty.




Woori chyba trochę ciężko było się pogodzić ze zrujnowanymi marzeniami jej wewnętrznego małego-konstruktora o własnym forcie, ale starała się nie być ciepłą kluchą, nie okazywać tego i robić dobrą minę do złej gry, więc z grzeczności udałam, że jej to wychodzi.




Dana ostatecznie oprzytomniała i zauważyła, że świat nie kończy się tylko na niej i liściach. Ona też starała się kryć emocje, za troszkę lepszymi umiejętnościami aktorskimi niż Woori, ale wciąż dało się zauważyć, że była w lekkim szoku, gdy zorientowała się, że wszyscy słyszeli jej rozważania o pięknie natury i poezji.




Sonyeo chyba jako jedyna odetchnęła z ulgą, bo już wcześniej słychać było z jej strony narzekania, że mimo radości na budowę fortu, wolałaby nie dźwigać tych dziwnych, ciężkich kasztanów, bo od tego brudzą jej się dłonie i niszczą paznokcie.




Wszystkie trzy zgodnie uznały, że skoro wiatr uniemożliwił dalszą zabawę, wypadałoby zrobić coś pożytecznego i pozbierać wszystkie znalezione kasztany w jedno miejsce. Dana, która dopiero co odkryła ich istnienie była zachwycona, Sonyeo jakoś przebolała zadziorki na paznokciach, a Woori cichutko siąkała nosem na myśl o zniszczonej konstrukcji.




W drodze powrotnej do domu dziewczynki były niesamowicie ucieszone, bo uznały, że kasztany można przecież zabrać ze sobą i wykorzystać jakoś na miejscu, a udało im się wrzucić mi je niepostrzeżenie do torebki i wrobić mnie w targanie tego wszystkiego... Zatrzymywały się przy każdym napotkanym obiekcie i korzystając z wolnych rąk, których ja niestety nie miałam, pozowały mi ochoczo i domagały się robienia im zdjęć. Ostatecznie uległam, nie bardzo miałam inną opcję, ale nie byłam specjalnie zachwycona, one za to nie mogły uspokoić swoich radosnych nastrojów i do teraz rozmawiają tylko o tym, co zrobią z tymi kasztanami w domu...

6 komentarzy:

  1. Ale piękne zdjęcia!
    Mówiłam już, że zazdroszczę Ci Woori?
    Nie?
    Ale wszystkie te lalki są piękne. Mają własne charakterki i własne, piękne nowe butki <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, chyba nie wspominałaś! Bardzo dziękuję, staram się pracować nad zdjęciami cały czas, a charakterki to akurat zasługa tylko dziewczynek! Butki kuszą do zakupu następnych, ale twardo się trzymamy... Pozdrawiam też!

      Usuń
  2. Śliczne dziewczęta, zachwyciły mnie rajstopki Woori, ale te ubranka, które szyłaś wraz z Gabrysią równie pięknie się prezentują :) Są megasłodkie z tymi kasztanami! Już nie mogę się doczekać Waszego pomysłu co do ich wykorzystania w małym domku, no i drugiej części wycieczki po nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rajstopki też uwielbiamy, ale problem z nimi polega, że były chyba szyte na obitsu 23 i są przyduże... Ale w zapasie mamy trochę innych w dobrym rozmiarze :) Dziękujemy, kasztany na pewno wykorzystamy!

      Usuń
  3. Widać, że dziewczęta uwielbiają jesień. Ja co prawda trochę mniej, ale za to uwielbiam oglądać takie piękne, jesienne fotki <3 Dziewczyny świetnie się prezentują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełnego roku u mnie jeszcze nie przeżyły, to każda pora roku je zachwyca :) Dziękujemy!

      Usuń