wtorek, 16 sierpnia 2016

Maluchy w małym tłumie

Odstęp między tym postem, a ostatnim na pewno jest najdłuższy w dotychczasowej karierze bloga, ale przyzwyczajam do tego samą siebie i nieliczne grono czytelników - od września czeka mnie klasa maturalna, a po wielu latach leniuchowania, wreszcie nauczyłam się podchodzić poważnie do nauki, będę więc mieć mniej czasu i notki nie będą pojawiać się tak często. Poza tym, ten post jest zdecydowanie najdłuższym ze wszystkich, które do tej pory napisałam, a także pierwszym z kilku obszernych i zaplanowanych, przerwa jest więc chyba zrozumiała.






Sonyeo i Woori starannie dobrały swoje stroje (a mi się wydaje, że dopasowanie wyszło im całkiem nieźle) i usadowione wygodnie w moim plecaczku wyruszyły na pierwsze tak duże lalkowe spotkanie w życiu Sonyeo - i pierwsze w ogóle w życiu Woori, która rzuciła się od razu na głęboką wodę. Może sukienki i wianuszki mojego autorstwa dodały im troszkę pewności siebie, a może to zapewnienia Sonyeo, że Woori nie ma się czego obawiać, w każdym razie efekt jest taki, że dziewczynki zdawały się zupełnie gotowe na nowe przygody.




Urocze, różowe wydanie chyba nie do końca oddaje charakterek Woori, która dość pewnie podeszła do nowych koleżanek, choć wciąż dość małomównie - paplanina to domena Sonyeo. Było to jej pierwsze spotkanie z Ivy (Dal Puki) Aleks (z której wszystkimi lalkami widziała się już Sonyeo tu), ale przebiegło bez większych zgrzytów, tak samo jak stety niestety, i większych rozmów. Możliwe, że małe łobuziaki rozumieją się bez słów, ale to tylko moje podejrzenia, choć milczenia, Woori nie omieszkała szepnąć mi na uszko, że marzy jej się sweterek podobny do tego, w którym przyszła Ivy.




Sonyeo za to od razu padła w ramiona, czy też na kolana Lou (Dal Milch), z którą wciąż łączą ją ciepłe wspomnienia. Zaskakująco, ta dwójka nie spędziła dziś ze sobą zbyt dużo czasu - mała uwolniła swój towarzyski urok i obskoczyła każdą z obecnych (a było ich sporo), starając się przed każdą jedną pokazać z jak najlepszej strony. Chodziła napuszona jak mały pawik czując się wyjątkowo jako jedyna Byul w towarzystwie, a przestrzeni do swoich dumnych przemarszów miała sporo, bo całe spotkanie odbyło się przy Wrocławskiej Pergoli (i najprawdopodobniej nie jest ostatnim w tym składzie, więc jeśli ktoś z was to czyta, a jest z Wrocławia czy okolic, bardzo chętnie weźmiemy go pod uwagę przy następnych wyjściach!).




Sonyeo i Woori patrzyły początkowo dość niepewnie na groźnie wyglądającą, póki co bezimienną Dal Angry bezblogowej Olgi, ale obawy okazały się niesłuszne. Mimo pierwszych wahań i odmiennego stylu, dziewczynki ostatecznie się dogadały i spędziły dłuższą chwilę plotkując i podziwiając starsze koleżanki pozujące do zdjęć (choć Sonyeo i tak twierdziła, że ustawiały się nie tak, jak powinny, Woori zaś co chwilę rzucała uwagami o poczynaniach fotografów).






Zaskakująco, choć nie do końca, bo jak teraz o tym myślę, to mogłam się tego spodziewać, z Mei (Dal Lunatic Alice) Woori dogaduje się nawet lepiej niż Sonyeo. Na jakiej podstawie ani czym jest to wywołane - nie wiem dokładnie, bo gdy spróbowałam pobawić się w małego podsłuchiwacza, zostałam delikatnie odesłana z kwitkiem. Z tego, co udało mi się wyłapać dowiedziałam się, że Mei dawała chyba Woori rady jak przeżyć w jednym domu z jednocześnie wesolutką i marudną Sonyeo, której dosłownie wszędzie pełno... Nie rozumiem o co im chodzi, ja nigdy nie miałam z tym problemu.




W tym poście zdarza mi się to chyba pierwszy raz... Lalkowe zdjęcia bez udziału moich lalek. Naprawdę nie mogłam się powstrzymać, gdy zobaczyłam nowe oczka Mei, które mienią się na wszystkie możliwe kolory i uznałam, że o kilka takich zdjęć moje maluchy chyba się nie obrażą. Nie jestem fanką bezźrenicowych oczek i moje dziewczynki trzymam w bardzo naturalnym wydaniu, jestem za to fanką brokatu i wzrok Mei chwycił mnie troszkę za serce. Ogólnie mam wrażenie, że dziś polubiłyśmy się odrobinkę bardziej, bo pozowała mi dużo chętniej niż ostatnio.






Dziewczynki chyba jednak się obraziły, bo ledwo zrobiłam zdjecie Mei, już byłam ciągnięta na bok, w stronę Astrid (Pullip Innocent World Fraulein) Kasi, z którą dziewczynki koniecznie chciały mieć zdjęcia. I bardzo słusznie, bo Astrid to chyba najbardziej wdzięczna modelka (oczywiście oprócz moich dziewczynek) z jaką miałam do czynienia, a robienie jej zdjęć to czysta przyjemność. Obrażone maluchy zdecydowanie podzielają moje zdanie, bo nie mogły się napatrzeć na buźkę Astrid, Sonyeo podpytując o triki makijażowe, a Woori oznajmiając, że będzie tak wyglądać, gdy dorośnie.






W parkowym otoczeniu nie mogło oczywiście zabraknąć wspinaczki na drzewa. Maluchy wykorzystały moją niechęć do puszczenia ich bez nadzoru jako pretekst do zaciągnięcia Nel (Pullip La Robe Vert Clair) i Astrid w roli starszych opiekunek ze sobą na "wspólną" przygodę. Wszystkie cztery wdzięcznie mi pozowały, dzielnie zaciskając ząbki i udając, że wiatr wcale nie jest był im straszny, nie podwijał sukienek i nie sprawiał problemów z równowagą.






Zauroczona buzią Astrid podjęłam kolejną próbę zdjęć bez udziału dziewczynek trzymając kciuki żeby mnie nie zauważyły i udając, że nie słyszę zirytowanych chrząknięć nad uchem. Astrid też udawała i to z całkiem niezłym rezultatem - jak na kogoś, kto z każdej strony słyszy narzekania i dopominanie się o uwagę, pozowała mi z dużym zadowoleniem (i urodą).




Z czasem zdenerwowane odgłosy stawały się coraz bardziej nieznośne, dlatego też udało mi się porwać Nel na tylko jedno zdjęcie - byłam zmuszona wrócić do moich zniecierpliwionych dziewczynek. Nie żebym narzekała, bo wiadomo, że cenię każdą chwilę z nimi, ale gdy jestem w otoczeniu tylu pięknych lalek i próbuję poświęcić każdej choć trochę uwagi, uderzenia maleńkich piąstek na łydce nie są szczytem marzeń.






Szybko wyjaśniło się, kto był prowodyrem tej symfonii niezadowolenia, bo gdy tylko Sonyeo zajęła strategiczne miejsce przy Astrid, Woori nagle też się uciszyła, zajmując swoją uwagę podziwianiem parkowego krajobrazu. Sonyeo zaś jakby stopniowo wracał cały utracony humorek, wraz z każdym spojrzeniem w obiektyw.






Zmęczone całym tym bieganiem po parku (bo spotkanie trwało dobre parę godzin), dziewczynki przysiadły na chwilę odpoczynku w stałym już i niezmiennym towarzystwie. Dana (Pullip Merl) Gabrysi była tak rozchwytywana, że wśród błysku fleszy nie znalazła wcześniej chwili dla moich maluszków, które początkowo zadarły noski, jednak po chwili zorientowały się, że przecież wszystkie trzy skazane są na siebie nawzajem przez cały czas poza spotkaniem i szybko zmieniły nastawienie, ciesząc się nowymi i starymi koleżankami, które widują tylko z doskoku...






... I pobiegły ostatkiem sił w maleńkich nóżkach na ostatnie, grupowe zdjęcia, do których ustawienie zajęło zdecydowanie więcej czasu, niż powinno. Każda z dziewczynek chciała być widoczna i w centrum uwagi, Dana narzekała, że przecież z tyłu będzie całkiem niewidoczna, Sonyeo nie podobało się, że ma stać zupełnie z boku, a Woori przyglądała się temu wszystkiemu z politowaniem. Ostatecznie Woori zdecydowała się włączyć zmysł fotografa i odezwać, rozstawiając całą resztę po kątach kategorycznie zarządzając, że najwyższe stoją z tyłu, a reszta, cóż... kto pierwszy ten lepszy.




Sama odnalazła się wśród innych Dal i chyba czuła się całkiem dobrze w tym położeniu, choć i tak zerkała co chwilę z niepokojem do góry na Ivy, która zmuszona była stawać na paluszkach z tyłu i dopiero jak upewniła się, że wszystko jest w porządku, wydała nam oficjalne pozwolenie na robienie zdjęć.




Sonyeo ostatecznie pogodziła się z miejscem z boku, skupiając uwagę na swojej wyjątkowości w byciu jedyną Byul i pozowaniu najlepiej, jak umiała, co wyszło jej bardzo dobrze. Co chwilę obrywała w główkę palcami Dany, ale małej modelce nawet takie trudności niestraszne.




Dziewczynki ze spotkania wróciły równie zmęczone co zadowolone, czy raczej zachwycone. Woori może nie jest otwarcie towarzyskim typem, ale Sonyeo pomaga jej odnaleźć się w każdej sytuacji, a takie towarzystwo chyba im obu zdecydowanie odpowiada. W drodze powrotnej chyba przysnęły na chwilę w moim plecaku, teraz zaś uroczo drzemią w łóżku, ale za nim padły podsłuchałam, że liczą na wiele kolejnych spotkań, w tym samym czy nawet większym lalkowym, wrocławskim gronie, a ja się do tego życzeniowego myślenia podłączam.

2 komentarze:

  1. Wszystkie dziewczyny to wspaniałe lalki - każda z osobna i wszystkie grupowo. To musiało być fantastyczne spotkanie i na pewno pozostanie w pamięci jako niezapomniane, beztroskie chwile

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w zupełności, a spotkania na dłuuugo nie zapomnimy, ani ja, ani dziewczynki :)

      Usuń