wtorek, 26 lipca 2016

Kwiatuszkowa królowa

Korzystając z pięknej pogody (jeśli tak można rozumieć żar z nieba i nieprzyjemny zapaszek w tramwajach) zabrałam Sonyeo do wrocławskiego Ogrodu Japońskiego. Ja z racji miejsca zamieszkania byłam w nim już niezliczoną ilość razy, ale Sonyeo nie miała jeszcze takiej okazji, a ja postanowiłam sobie, że pokażę jej jak najwięcej ślicznych miejsc.




Sonyeo nie jest taka wesolutka bez powodu, a tym powodem wbrew pozorom nie jest nasz klimatyczny (i w jej rozmiarze!) pierwszy przystanek. Małej udało się wślizgnąć na teren Ogrodu niezauważonej w mojej torebce, dzięki czemu uniknęła wydawania wszystkich swoich drobnych na bilet wstępu.






Ku wielkiemu zadowoleniu Sonyeo, ja i mój aparat polubiliśmy się ze zbliżeniami i wreszcie mogę pokazywać światu każdy szczegół jej buzi w dobrej jakości. Już dawno marudziła mi, że chce większej, fotograficznej różnorodności, a w jej przypadku, gdy nie mogę się powstrzymać, by jej nie rozpieszczać, chcieć to móc.




Mały staw, czy może jeziorko, jest zdecydowanie moim ulubionym elementem krajobrazu Ogrodu Japońskiego. Sonyeo też się z nim polubiła, choć podeszła do oglądania go z dużą rezerwą - o ile ja po ewentualnym upadku do jeziorka miałabym wody może po kolana, o tyle mała już dawno leżałaby na dnie, a jak wiadomo, ciamajdowatość ma po mnie i upadki nie są jej obce. Ostatecznie wybrała sobie najmniej jej zdaniem niebezpieczny brzeg, by podziwiać krajobrazy, ale i tam niestety nie miała okazji zabawić się zbyt długo, w obawie, że ktoś z odwiedzających przypadkiem na nią nadepnie.




Gdy Sonyeo pozowała mi wśród roślinek, zaczepił nas miły pan ochroniarz pytając, czy nie jest ona przypadkiem bohaterką jakiejś tworzonej przeze mnie animacji poklatkowej, bo zaintrygowało go jej ciałko, jak i mój wielki aparat. Słysząc, że nie, a mała po prostu mi pozuje uśmiechnął się mówiąc, że jest śliczna. Sonyeo aż się zarumieniła (czego niestety nie udało mi się uchwycić na zdjęciu, bo szybko schowała buzię) z powodu tego niespodziewanego komplementu, bo niestety podczas tego wyjścia najczęściej słyszanymi komentarzami były kpiące uwagi szeptane za naszymi plecami.






Mówię to już chyba kolejny raz, ale z Sonyeo po krótkiej naradzie doszłyśmy do wniosku, że to chyba najlepsze zdjęcia, jakie kiedykolwiek jej zrobiłam. I szczerze mówiąc, bardzo się z tego cieszę, bo to tylko pokazuje, jakie postępy robię w tak krótkim czasie. Minął dopiero miesiąc z kawałkiem, a ja już patrzę na moje pierwsze posty z lekkim kpiącym uśmiechem, Sonyeo za to każe mi je czym prędzej wyłączać, mówiąc, że wygląda okropnie i nie rozumie, jak mogła się tak w ogóle pokazywać (co średnio rozumiem, bo w końcu buzia jej się nie zmieniła). Za to bardzo polubiła się z kwiatkami i wciąż się nimi zachwyca, chcąc pozować tylko przy nich, ale jednocześnie wciąż wiercąc mi dziurę w brzuchu o różnorodność. Czasem ciężko sprostać takim wymaganiom...




Ten kard już umownie nazwałam "kadrem Sonyeo", bo pozuje mi tak już kolejny i na pewno nie ostatni raz - widząc ją w takiej pozycji, nie umiem powstrzymać się od zrobienia zdjęcia, a mała zawsze pozuje mi równie chętnie. Liczę, że to ujęcie jej się nie znudzi, bo o ile staram się nie wrzucać go co chwile, o tyle pokusa sięgnięcia po aparat bywa czasem zbyt silna. Na moją korzyść zdecydowanie wypada fakt, że Sonyeo jak na małego leniuszka przystało, chyba najlepiej czuje się w pozycji leżącej.




Podczas naszej wycieczki mała znalazła zamiennik wielkiego jak dla niej stawu w centralnej części Ogrodu - ten przynajmniej był w jej rozmiarze i nie wywoływał lekkiego rozstroju nerwowego na myśl o ewentualnym poślizgnięciu się. Woda jednak nie była już tak czysta, a co najważniejsze - w tej nie pływały kolorowe rybki, więc Sonyeo szybko się znudziła i pospieszała mnie prosząc, żebyśmy szły dalej lub ewentualnie, wróciły oglądać rybki.




Aż wstyd mi się przyznawać ile podczas mojego życia z Sonyeo było prób usadzenia jej na drzewie i zrobienia zdjęcia, ale w końcu mi się udało! I w dodatku widać tu pełny strój maluszka, który dobierała z największą starannością. Na główce ma wianek mojego (z małą pomocą Gabrysi) autorstwa, sukienka też uszyta jest przeze mnie, za to Sonyeo sama wybierała krój i materiał, wisząc mi nad głową i pilnując, czy szycie przebiega po jej myśli. Jak widać, nie lata już w jednych bucikach, przyszły kolejne pary, ale do Ogrodu Japońskiego wybrała swoją ulubioną, i chyba najbardziej do niej pasującą.




Nie dajcie się zwieść jej naburmuszonej mince (ostatnio wyczytała gdzieś w Internecie, że na zdjęciach najlepiej wychodzi się bez uśmiechu), bo do końca dnia i jeszcze parę dni później żałowała, że miły pan ochroniarz nie pozwolił jej zerwać żadnego z kwiatków i zabrać ze sobą do domu i powtarzała, że koniecznie musimy wybrać się do Ogrodu Japońskiego jeszcze raz. Jak już wspominałam, w jej przypadku chcieć to móc, więc najprawdopodobniej nie jest to nasza ostatnia taka wycieczka.


Na zakończenie krótko dodam, że wraz z Aleks organizujemy we Wrocławiu meet lalkowy 16 sierpnia! Sonyeo bardzo chcę poznać nowych, niewielkich (i nie tylko) znajomych, więc jeśli ktoś byłby zainteresowany, wystarczy napisać do mnie na przykład na Facebooku czy Instagramie, które podałam w zakładce "O mnie".

4 komentarze:

  1. Wspaniała wyprawa, a laleczki to chyba wszystkie są małymi spryciulami. Moje też mają swoją bazę w mojej torebce i korzystają z niej nagminnie. Oczywiście koszty biletów wstępu i inne są im obce ;-) Twoja panna jest śliczna i każda kolejna fotka z jej udziałem daje mi radość podczas oglądania. Nigdy nie miałam w dłoni takiej panny, co jeszcze bardziej sprawia, że panna mi się podoba. Nie dość, że słodka, to jeszcze owiana nutką tajemnicy ;-) Zauważyłam, że panowie bardzo pozytywnie podchodzą do osób dorosłych, czy nastolatków z lalkami pod pachą. Ba! Potrafią być pomocni i udzielać się anonimowo w sesjach zdjęciowych :-) Innymi ludźmi się nie przejmuj - najwyraźniej nie dorośli to tej sztuki ;-) Pozdrawiam. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maluch węża w kieszeni odziedziczył po mnie :) Dziękuję bardzo, i Sonyeo tak samo! Właśnie już się przekonałam, że tacy panowie są najmilsi zazwyczaj, a resztą już nauczyłam się nie przejmować w stosunkowo krótkim czasie, więc uznaję to za małe osiągnięcie, z którego Sonyeo bardzo się cieszy

      Usuń
  2. Aaa, minęłam Cię, ponieważ niedawno tam byłam.. mogłyśmy się spotkać :( Ale fotki śliczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widziałam właśnie na twoim blogu, że byłaś i o tym samym pomyślałam :( jak następnym razem będziesz we Wrocławiu, to ja zawsze jestem chętna na spotkanie!

      Usuń