środa, 20 lipca 2016

Nowe "talenty"

Dziś mija pierwszy miesiąc od kiedy Sonyeo jest ze mną, nie wiem sama, kiedy to zleciało, bo wciąż zachwyca mnie tak, jakbym pierwszy raz zobaczyła ją wczoraj. Nie mam niestety specjalnych zdjęć na tę okazję (świętujemy z Sonyeo prywatnie, na jej życzenie robiąc mały przegląd wszystkich ubranek itd, które dostała do tej pory), ale mogę obiecać, że na poważniejsze "rocznice" takie się pojawią.

Wybrałyśmy się parę dni temu z Sonyeo do Nysy,  odwiedzić Danę i Gabrysię. Sonyeo ucieszyła się z małej wycieczki bardziej, niż się spodziewałam. Okazuje się, że podczas naszej poprzedniej podróży, do Międzyzdrojów, czasem, gdy nie mogła wyjść z nami, na przykład z powodu deszczu, okropnie nudziła się w pokoju - w towarzystwie Dany nic takiego nie ma szans się wydarzyć. Oczywiście znalazłyśmy chwilę, by wybrać się nad staw w parku na parę zdjęć.




Mała uparła się, że spacer to idealna okazja, by spróbować swoich umiejętności na deskorolce, która do tej pory leżała i się kurzyła. Nawet zanim postawiła na niej stópkę, już wyglądała jak profesjonalistka i nie mogła się powstrzymać przed wybłaganiem mnie o uwiecznienie jej pierwszych kroków (bo jeszcze nawet nie jazdy).




Gdy tylko stanęła na swoim nowym, miniaturowym środku transportu, mina jej troszkę zrzedła. Okazało się, że utrzymanie równowagi wcale nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać.




Na szczęście Dana, widząc jak radzi, czy raczej nie radzi sobie Sonyeo od razu przybiegła z pomocą, by pomóc jej utrzymać równowagę, co na chwilę ją uspokoiło.






Nabrała odwagi na tyle, że krótkie dystanse po prostej ścieżce przestały sprawiać jej jakikolwiek problem i nawet nie potrzebowała już ciągłej pomocy Dany. Podekscytowała się na tyle, że jeżdżąc w tę i z powrotem (zakręty to na ten moment wyższy poziom zaawansowania), co chwilę rozprawiała o tym, jak to będzie jeździć na spacerki wieczorami, czy nawet towarzyszyć mi w drodze do sklepu czy, od września, szkoły. I chyba ta ekscytacja troszkę ją rozproszyła i ostatecznie nie wyszła na dobre, bo...




... no właśnie. Podobno upadki zdarzają się nawet najlepszym, ale Sonyeo chyba tego zdania nie podziela. Trochę zawstydzona, i wyraźnie zniechęcona, wszem i wobec ogłosiła, że to chyba nie dla niej i powinnam kupić jej rowerek (jeszcze czego...), deskorolka za to, zamiast spełniać funkcję użytkową, będzie przecież śliczną dekoracją. Kategorycznie odmówiła podejmowania kolejnych prób jazdy o własnych nogach i na dłuższą chwilę troszkę zmarkotniała.






Wystarczyła jej jednak chwilka namysłu, by znaleźć nowe, najbardziej dla niej komfortowe, wykorzystanie deskorolki. O ile Sonyeo wyglądała na zachwyconą takim obrotem spraw, nie jestem pewna, czy Dana podziela jej entuzjazm.






Ostatecznie chyba go nie podzieliła, bo przejażdżka w tej dość niestandardowej formie trwała znacznie krócej, niż początkowo zakładała Sonyeo. Maskując lekkie niezadowolenie i robiąc dobrą minę do złej gry, znalazła idealne miejsce, by zapozować mi na tle jeziora (i w przerwie między pstryknięciami aparatu pokazywać Danie język).




Nie tylko ścieżka i jezioro robiły nam za tła zdjęciowe, z niewielką pomocą Dany, Sonyeo wdrapała się na drzewo i pozowała tam jak mała dama wspominając przy okazji, że po deskorolkowych niepowodzeniach, należą jej się przynajmniej ładne zdjęcia. Mała miała na sobie zwężoną koszulkę od jakiejś Barbie, która po dziecinnych latach poszła w odstawkę i spódniczkę na szelkach, która była pierwszym prezentem, jaki dostała od Gabrysi.




Po wszystkich zdjęciach, standardowo wyjście skończyło się leżeniem i obijaniem się w trawie w wyniku czego Sonyeo zyskała zielone pasemka... Dana wzdychając pod nosem zaoferowała się, że pomoże je wybrać, na co mała przystała dość niechętnie, powtarzając, że nie znosi, gdy ktoś ciągnie ją za włosy. Mimo licznych narzekań i okropnego marudzenia, w drodze powrotnej udało mi się przyłapać Sonyeo z lekkim uśmiechem, gdy myślała, że nie patrzę - wydaje mi się, że nawet mimo upadków i niepowodzeń, nie tylko ja będę miło wspominać ten wypad.



6 komentarzy:

  1. Pamiętam mój pierwszy miesiąc z lalką :) Cieszyłam się jak głupia (mam słomiany zapał), że to JUŻ TYLE CZASU. A teraz siedzę już w tym ponad rok ;) Byulka jest przeurocza, strasznie mnie rozczula, tym bardziej, że kocham byule i jest to chyba mój ulubiony rodzaj dyniogłowych. Bardzo podoba mi się jak prowadzisz bloga i jak piszesz. Na pewno zostanę tu na dłużej, Pozdrawiaaam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem doskonale, też mam słomiany zapał, ale tutaj czuję, że jest i będzie inaczej zdecydowanie. Dziękuję bardzo w imieniu swoim i Sonyeo!

      Usuń
  2. Dopiero miesiąc, a zanim się obejrzysz, zleci cały rok!
    Mam gdzieś w domu cztery deskorolki w lalkowych rozmiarach, dziękuję, że mi o nich przypomniałaś, chyba zrobię z nich w końcu pożytek~
    Uwielbiam Twój styl pisania, czekam niecierpliwie na następny post!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma za co, deskorolki w lalkowych rozmiarach to świetna sprawa, choć Sonyeo chyba się z nim nie polubiła, liczę, że posłuży kolejnej lalce, ja aktualnie poluję jeszcze na rowerek!
      dziękuję bardzo!

      Usuń
  3. Dwie przyjaciółki :-) Urocze :-) Twoja panna świetnie sobie radzi z deskorolką... Podziwiam, bo ja mam do tego dwie lewe nogi :D od dzieciństwa... niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! ja też kompletnie nie mam do tego drygu, właśnie dlatego też liczę, że Sonyeo poradzi sobie za nas obie :)

      Usuń